Tego roku po raz pierwszy w Gorlicach, postanowiliśmy z okazji Nocy Kupały zorganizować turystyczny nocny rajd rowerowy o intrygującej nazwie: “Świętojańskie Nocne Harce Rowerowe”. Na tą okazję, dzięki pomocy Staszka, przygotowaliśmy dla uczestników rajdu nową trasę, która jednocześnie jest doskonałą propozycją dla Was na wycieczkę również za dnia.
Uczestnicy “Świętojańskich Nocnych Harców Rowerowych” spotkali się o godz. 20 na parkingu przed Pływalnią “Fala” w Gorlicach. Zebrała się tutaj 16. osobowa grupa rowerzystów, która zdecydowała się na tą nocną rowerową przygodę z nami. Pogoda choć kapryśna okazała się dla harcowników łaskawa, gdyż ostatnie krople deszczu spadły około godz. 17 czyli na 3 godziny przed rajdem. Po tej godzinie już niebo było tylko lekko zachmurzone, a temperatura oscylowała w okół przyjemnych 20 – 18 stopni Celsjusza.
Po zrobieniu pamiątkowego zdjęcia i wysłuchaniu kilku słów na temat bezpieczeństwa w trakcie przejazdu ruszyliśmy wszyscy w trasę za Nad-Harcownikiem Michałem, który był prowadzącym trasy MTB. Naszym celem była wiata ogniskowa na Roztoce w Bartnym.
Koło Parku Linowego w Siarach podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna pojechała trasą szosową, drogą DW977 do Ropicy Górnej, a później w lewo na Bodaki i Bartne. Ostatnie 500 metrów tej trasy, na dojeździe do wiaty ogniskowej, musieli pokonać drogą szutrową. Poniżej prezentujemy mapę trasy i udostępniamy plik gpx.
Trasa szosowa
Wysokość podjazdów: 285 m
Wysokość zjazdów: -280 m
Druga grupa, MTB/trekking skierowała się w stronę Owczar. Tempo było żwawe. Po drodze obserwowaliśmy przygotowania do Bożego Ciała – mieszkańcy stroili ołtarze.
Przy cerkwi w Owczarach zrobiliśmy sobie mały postój, by po chwili udać się w stronę Przełęczy Owczarskiej. Po zjechaniu z niej również skierowaliśmy się na Bodaki.
W Bodakach odbiliśmy w lewo by wjechać na szutrową drogę biegnącą przez las. Tutaj podzieliliśmy się jeszcze raz. Z uwagi na problemy techniczne Staszek postanowił kontynuować podróż dalej asfaltem, a Rafał pojechał z nim dla towarzystwa.
W ten sposób na ostatni etap trasy MTB/trekking wyruszyliśmy w 10 osób. Na początku było parę brodów i wspinaczka do góry. Mieliśmy las z obu stron, droga była mocno oświetlona przez nasze lampki. Było słychać plusk płynącej wody, szum drzew oraz odgłosy nocnego lasu. Po bokach kładły się długie cienie mijanych drzew rozjaśniane czasem błyskiem burzy na niebie, która była tak daleko, że nawet zbytnio jej pomruku nie było słychać. Otaczał nas niesamowity, tajemniczy klimat, trochę bajkowy, trochę straszny… Michał nawet mówił, że widział “jakieś oczy” w lesie… 😀
Później się okazało że tylko tak mówił, a nie widział. 😛
My o tym nie myśleliśmy zajęci zmaganiem się z podjazdem. Po wyjechaniu na wypłaszczenie zatrzymaliśmy się przy składzie drewna, aby zrobić kilka fotek w świetle lampek rowerowych. Zdjęcia grupowe etatowo robił Zibi. 🙂
Po sesji zdjęciowej ruszyliśmy zjazdem na dół. Była to nie lada gratka dla Łukasza, który się w nich specjalizuje. Jednak po zjeździe, wysokość którą “straciliśmy” znów musieliśmy nadrobić. Tym razem było bardziej przystawnie, ale daliśmy radę. Po jakimś czasie znów dotarliśmy do wypłaszczenia i tu przyszedł czas na odbicie z szutrówki w prawo, w drogę gruntową, wykorzystywaną kiedyś do zwózki drewna. Ona miała nas po przejechaniu 1 km doprowadzić już do samej wiaty ogniskowej.
Był to najtrudniejszy odcinek z kilkoma “niespodziankami”. Wcześniej oznakowaliśmy je przyczepiając do drzew kartki z ostrzeżeniami. Pierwszą była duża koleina, którą trzeba było objechać bokiem po lewej, kolejną był lekki uskok, za nim drzewo które zawisło nisko nad ścieżką wspierając się na innym drzewie, pod którym trzeba było przejechać. Za drzewem był odcinek dużych kamieni na drodze, gdzie trzeba było przeprowadzić rowery, za nim była skarpa po lewej stronie drogi, a na końcu kolejny odcinek dużych kamieni gdzie znów trzeba było przeprowadzić rowery. Po nich jeszcze był około 150 metrowy zjazd i wiata, gdzie już zachęcająco płonęło ognisko.
Trasa MTB/trekkingowa
Wysokość podjazdów: 981 m
Wysokość zjazdów: -975 m
Ognisko rozpaliła grupa szosowa, która z uwagi na to iż miała mniej kilometrów i przewyższeń do pokonania, przybyła wcześniej. Dołączyliśmy do nich z radością, bo zapachy idące od ogniska wzmogły nasz apetyt. Po chwili każdy już siedział przy ognisku z kijem w dłoni i pieczołowicie obracał swoją kiełbasę nad ogniem. Tak oto zaczęła się biesiada, pieczenie kiełbasek, nocne rozmowy o przejechanych trasach i o rowerowych planach na przyszłość. Jednym słowem pełna integracja. Oczywiście nie mogło zabraknąć wspólnych fotek.
Po zjedzeniu wszystkiego co mieliśmy, około godziny 1 w nocy, zaczęliśmy przygotowania do powrotu. I tu mała niespodzianka – okazało się, że Piotrek ma kapcia. Natychmiast rozpoczęła się komisyjna naprawa koła. Oczywiście śmiechów i żartów przy tym nie brakowało oraz wspominek kto, kiedy i w jakich okolicznościach “złapał gumę” i jak sobie z tym poradził.
Po “zrobieniu koła” wszyscy razem ruszyliśmy w drogę powrotną. W nocy blask i migotanie tak licznych tylnych lampek wyglądał niesamowicie. Z racji tego, że w drodze powrotnej cały czas mieliśmy praktycznie z górki dotarliśmy do Gorlic w niespełna godzinę. Wszyscy byli zadowoleni oraz uśmiechnięci i deklarowali, że na następnych nocnych harcach ich nie zabraknie!
Z całej grupy na wyróżnienia zasługuje Ania, która po 5. letniej przerwie po raz pierwszy wsiadła na rower i przejechała podczas rajdu ponad 40 km trasy szosowej. Zadowolona i uśmiechnięta wróciła do Gorlic, bez narzekania, że ciemno, że późno, że daleko… To jest prawdziwy charakter rowerzysty, oby takich było jak najwięcej!
Na koniec chcielibyśmy podziękować Nadleśnictwu Gorlice za wyrażenie zgody na przejazd rajdu przez tereny leśne oraz zabezpieczenia drewna na ognisko w miejscu biwakowym.