Jest godzina 9.15, dojechałem do Ptaszkowej pod Centrum Sportów Zimowych. Szybkie wypakowanie sprzętu, ostatnie sprawdzenie czy wszystko jest na swoim miejscu – jest ok, więc ruszam w kierunku Grybowa na start III Rajdu Rowerowego – Grybów i okolice. Taka mała rozgrzewka na pewno mi się przyda, pomyślałem.
Wysokość podjazdów: 132 m
Wysokość zjazdów: -281 m
Na płycie rynku zjawiłem się o wyznaczonej godzinie przez Organizatora, jeszcze tylko rejestracja, przywitanie ze znajomymi i można zrobić kilka zdjęć oczekujących na start uczestników.
Przed startem otrzymaliśmy wskazówki dotyczące trasy, zostali wyznaczeni przewodnicy oraz zamykający dla każdej z grup. Wszystko ustalone – trasa zaawansowana startuje jako pierwsza – zawodnicy ustawiają sie do startu, wybija godzina 10.00 pada komenda START – ruszamy!
Początek trasy, nastroje dopisują, aczkolwiek pogoda jeszcze trochę kapryśna. Jedziemy przez most na wprost przez skrzyżowanie, aby po około 700m skręcić w prawo w ul. Zdrojową gdzie czekał na nas drugi co do wielkości podjazd na całej trasie. Osobiście nie spodziewałem się że na początek Organizatorzy “zaserwują” nam taką niespodziankę. Pojawiły się głosy że to taki mały test i ma tutaj nastąpić selekcja dla całej grupy :P, były też głosy że za ostro na początek, że czas zakończyć tutaj rajd 🙂 Jak się okazało to tylko takie straszenie, bo wszyscy i tak dzielnie parli do przodu.
Wyjeżdżamy na szczyt stromej góry, cały czas jest pochmurno, a po chwili zaczyna na nas kropić delikatny deszczyk. To jednak nam nie przeszkadza, bo w oddali widać już wiatę – to tam będzie nasz pierwszy przystanek. Jesteśmy na Podchełmiu – 560m n.p.m.
Chwila przerwy, czekamy na resztę grupy, czekamy… czekamy… jadą! Są już wszyscy. Rozglądamy się dookoła – jest pięknie. Widoki naprawdę warte tego zmęczenia i wysiłku, ale czas ruszać dalej. W tym momencie zapada decyzja aby jednak podzielić naszą grupę na dwie mniejsze, na tych co chcą troszkę “docisnąć” i tych którym się aż tak nie spieszy na kiełbaski z grilla. 🙂
Ruszyłem ambitnie zaraz za liderami grupy, szybki zjazd w kierunku Kąclowej, super nareszcie pierwszy szybki zjazd… ale jak się później okazało nie taki łatwy i przyjemny, bo to co zobaczyłem po około 2km zjeżyło mi włos na głowie. Jedziemy szybko, skręt w lewo droga zaczyna się pogarszać, jeszcze kawałek jest ok, szybki skręt w prawo i… ostro na duże kamienie, przede mną wyboista i bardzo ale to bardzo stroma ścieżka w lesie. Energicznie łapie za hamulce, balansuje ciałem aby nie stracić równowagi i cały czas próbuję wytracić prędkość. Ufff… jakość opanowałem sytuację, prędkość zredukowana do rozsądnych wartości, ale cały czas dłonie napięte na hamulcach. Pomyślałem, jak to dobrze że dzień wcześniej założyłem nowe i je wyregulowałem. 🙂 Trasa nadal prowadzi ostro w dół, ale już zaczął się beton. Dojeżdżamy do końca zjazdu, można uwolnić dłonie – w tej chwili zdałem sobie sprawę, że nadgarstki naprawdę ostro mnie bolą po tym zjeździe, przez co musiałem je przez chwilę rozruszać. Rowerzyści którzy jechali na szosówkach z wąskimi oponami mieli spory problem z tym zjazdem. Kilku z nich zapytałem jak sobie z tym poradzili – odpowiedź była tylko jedna: “musieliśmy niestety sprowadzić rowery”.
Po tych intensywnych wrażeniach zaczyna się kolejny podjazd w kierunku Wawrzki. Napędzeni adrenaliną, na szczęście po udanym zjeździe, szybkim tempem atakujemy ten podjazd. W oddali widać jeszcze most w Kąclowej.
Kilka zakrętów na wzniesieniu i już docieramy do przystanku na Wawrzce (515m n.p.m). Tutaj robimy kolejny postój, czekając również na pozostałe osoby z grupy. Nieopodal miejsca odpoczynku jest rozległe pole na wzniesieniu, które na szczęście było wykoszone, co ułatwiało podziwianie widoków na całą okolicę.
Niestety mimo że jest pięknie nie możemy tutaj długo zostać, czas ruszać dalej. Pogoda zaczyna się stabilizować, chmury jakby ospale się rozchodzą, a po wcześniejszych kroplach deszczu nie ma już ani śladu. Przed nami prawie 4km ostrego zjazdu w kierunku Florynki. To tutaj udało mi się uzyskać największą prędkość z całego przejazdu, bo aż 60km/h. Szybciutko znaleźliśmy się na kolejnym punkcie orientacyjnym trasy. Przystanek Dolina Mostyszy (420m n.p.m.) okazał się zacisznym, schowanym w rozpostartych gałęziach drzew rosnącego lasu, przyjaznym miejscem.
Tutaj zatrzymaliśmy się na chwilę dłużej, przed mającą nas czekać ciężką wyprawą na najwyższy podjazd tej trasy. Pierwsza część to bardzo rozciągnięty podjazd do miejscowości Binczarowa. To tutaj w zeszłym roku wielu rowerzystów miało spore problemy z podjazdem. Nauczony doświadczeniem postanowiłem nie szarpać za bardzo i podszedłem do tego z większym respektem. Wydawać by się mogło, że podjazd nie jest stromy, ale niech nie zmyli was pierwsze wrażenie! Tutaj warto oszczędzać siły, choćby z uwagi na fakt, iż później trasa nabiera jeszcze większego i bardziej agresywnego nachylenia. Zaskoczeniem dla mnie w tym roku była mała modyfikacja trasy w tym miejscu. Ostatnim razem jechaliśmy drogą powiatową 1576K, a tym razem skręciliśmy w lewo obok Kościoła Stanisława Biskupa i Męczennika w Binczarowej jadąc dalej wzdłuż potoku Binczarówka. Na jego końcu, a w zasadzie początku, skręcamy w prawo, przecinamy drogę powiatową i zaczyna się kolejny, tym razem bardziej stromy podjazd. Całość tego podjazdu okazała się nieco łatwiejsza jak w zeszłym roku. Być może to z powodu tej modyfikacji, a być może po trochu wynikało to z mojej ostrożności co do tego odcinka. Przed kolejnym postojem znów niespodzianka na trasie, przejazd przez wyboistą polną drogę, na której niestety czaiły się na nas ukryte w trawie dość duże kamienie. Wysoka trawa w połączeniu z ukrytymi “skarbami” zaserwowała jednemu z uczestników nie do końca miękkie lądowanie… na szczęście skończyło się tylko na kilku otarciach. Dotarliśmy Pod Berlową (570m n.p.m.), tutaj tylko chwila odpoczynku i zaraz ruszamy dalej aby przełamać szczyt i kolejnym zjazdem udać się w kierunku Ptaszkowej. Od tego miejsca chmury ustąpiły już całkowicie, a w ich miejsce pojawiło się rozgrzane słońce które dało o sobie znać na kolejnym wzniesieniu.
Po około 1,5km docieramy na najwyższy punkt trasy, prawie 600m n.p.m. Zjazd z tego miejsca nie był jednak aż tak szybki jak poprzednie, a dodatkowo był podzielony przez dwa mniejsze wzniesienia. Powoli wyjechaliśmy na kolejny przystanek zlokalizowany zaraz przy torach kolejowych. Ptaszkowa Działy (480m n.p.m.) to ostatni już taki punkt na naszej trasie, następna będzie meta przy Centrum Sportów Zimowych w Ptaszkowej. Mając jeszcze zapas czasu postanowiliśmy tutaj zaczekać dłużej na pozostałych uczestników rajdu, a jednocześnie zregenerować siły. Miejsce to jest bardzo dobrym punktem obserwacyjnym z którego dało się zlokalizować pozostałe przystanki odwiedzone na trasie, jak Podchełmie czy Wawrzka. Po krótkim czasie dojechali do nas pozostali rowerzyści i ktoś rzucił hasło – “Zróbmy sobie wszyscy spontaniczne zdjęcie!”. No to ciach! Grupka zaczęła się ustawiać do zdjęcia, a “paparazzi” już rozgrzewają obiektywy 😀
Po udanej sesji zdjęciowej czas w drogę, ale już spokojnie, nie szarpiemy, nie ścigamy się z czasem. Zostało nam raptem 3km do mety, więc spokojnie dojedziemy. Wyjeżdżając z zacienionej bocznej drogi zauważamy metę rajdu, ustawiamy się w trójkę i atakujemy ostatnie 100m łagodnego podjazdu. Zadowoleni z osiągniętego wyniku przecinamy linię mety kończąc trasę III Rajdu Rowerowego – Grybów i okolice.
Poniżej udostępniam trasę przejazdu w pliku GPX. Krótko mówiąc: “GÓRY I DOLINY” 😀
Wysokość podjazdów: 1139 m
Wysokość zjazdów: -983 m
Fotorelacja z trasy: