Rajd “Powiśle na rowerze” – relacja uczestnika

  • Ryszard Szarowicz
  • Relacje
Rajd “Powiśle na rowerze” – relacja uczestnika

W sobotę, 16 czerwca br., odbył się w Dąbrowie Tarnowskiej Integracyjny Rajd “Powiśle na rowerze”, który miał formę wyścigu rowerowego. Organizatorami wydarzenia byli: Jednostka Strzelecka Strzelec 3059 oraz Związek Strzelecki „Strzelec” Józefa Piłsudskiego JS 2083 w Dąbrowie Tarnowskiej. Jako Team GorliceBike zarejestrowaliśmy się wraz z Michałem jako uczestnicy i wystartowaliśmy w kategorii “rowery inne”.  Musimy się jednak przyznać, że był to pierwszy nasz rajd mający formę wyścigu, w którym chcieliśmy troszkę sprawdzić swoje możliwości.

W dniu rajdu startujący w nim zebrali się licznie przy budynku Urzędu Miejskiego, gdzie odbierali swoje numery startowe.  O godzinie 10 nastąpiło uroczyste powitanie zawodników podczas którego Organizatorzy przekazali ostatnie  wskazówki dotyczące przejazdu. Następnie rowerzyści ustawili się w peleton, na początku rowery szosowe czyli tzw. kolarki, a za nimi zawodnicy na pozostałych typach rowerów. Na końcu mieli stanąć Ci co przejechać chcieli rajd turystycznie, bez ścigania się z czasem. Peleton poprzedzał radiowóz a drugi zamykał kolumnę. Rajd odbywał się w ruchu miejskim, jednak Organizatorzy położyli bardzo duży nacisk na bezpieczeństwo uczestników, stąd oprócz Policji, która eskortowała nas podczas przejazdu, na każdym skrzyżowaniu stało po dwoje ludzi, albo Strażacy albo Strzelcy, którzy podczas przejazdu rowerzystów wstrzymywali ruch i wskazywali nam kierunek przejazdu.

Do udziału zgłosiło się około 250 zawodników, którzy startowali w kategoriach mężczyzn, kobiet i dzieci. Kategoria mężczyźni i kobiety były podzielone dodatkowo na typ roweru – rowery szosowe (kolarki) i rowery inne, czyli turystyczne, trekingowe oraz tzw. górskie. Dodatkowo były stworzone dwie kategorie dziecięce – junior i senior.

Po honorowym starcie spod Urzędu Miejskiego z wielkim zdziwieniem stwierdziliśmy z Michałem, że prawdopodobnie nie ma tutaj tych co chcą jechać turystycznie i każdy ostro ciśnie na pedały. Jak się okazuje, gdy dostanie się już numer startowy, gdy się wie, że jest pomiar czasu, to u każdego wzmaga się chęć rywalizacji i zaczyna buzować adrenalina. Do lotnego startu było około kilometr, wykorzystaliśmy ten czas aby przesunąć się troszkę do przodu, by nie zamykać stawki. Na starcie była ustawiona duża, pompowana bramka Decathlon’u z  taśmą pomiaru czasu rozłożoną na drodze. Każdy z zawodników w swoim numerze startowym miał wmontowany chip, dzięki któremu był wyznaczany czas przekraczania tej linii. Pierwsze jej przekroczenie rozpoczynało odmierzanie czasu, a drugie jego zatrzymanie.

Zarejestrowana przez Michała trasa przejazdu.

Całkowity dystans: 52.17 km
Wysokość podjazdów: 407 m
Wysokość zjazdów: -418 m
Pobierz GPX

Od początku wszyscy zaczęli bardzo ambitnie, na wysokim tempie. Każdy naciskał na pedały ze zdwojoną siła, a kolarzówki odjechały od pozostałych rowerów błyskawicznie. Razem z Michałem przesuwaliśmy się do przodu bardzo powoli mimo tego, że utrzymywaliśmy cały czas tempo grubo powyżej 30 km/h, dając sobie zmiany w krótkich odstępach czasowych. Nurtowało nas wtedy jedno pytanie, jak długo tak wysokie tempo będzie utrzymywane i jak długo jesteśmy w stanie sami je utrzymać?
Po jakimś czasie utworzyliśmy małą grupę z dwójką kobiet i dwoma mężczyznami, z którymi wzajemnie się napędzając poprzez dawanie sobie zmian, zaczęliśmy pokonywać trasę. Ta była w większości płaska. Odcinki delikatnie wznoszące się nie sprawiały żadnych trudności, a delikatnie zjazdowe nie dawały większych okazji do odpoczynku. Cały czas nasze korbowody kręciły się nieprzerwanie z wysoką kadencją, napędzając nasze dwuślady i utrzymując ich prędkość sporo powyżej 30 km/h. Kilometrów ubywało szybko, 5 – 10 – 15 i cały czas do przodu, cały czas 35 km/h, 32 km/h na liczniku, co raz ktoś wychodził na czubek grupy i za chwilę następny i następny. Na 20 kilometrze już wiedziałem, że ja tego tempa długo nie wytrzymam, a na pewno nie przez 50 km. Droga zaczęła się wznosić, a w nogach zacząłem odczuwać zmęczenie. Coraz trudniej było mi dać zmianę, coraz częściej potrzebowałem więcej czasu by odpocząć na końcu grupy. Jak długo wytrzymam jeszcze to tempo? – myślałem, czy nie czas dostosować prędkość do typu roweru trekkingowego i rozłożyć siły na pozostałem 30 km?

Na 22 kilometrze podjechałem do Michała – Mamy za wysokie tempo – wysapałem. – Co zrobić – odpowiedział. Wtedy już wiedziałem, że mimo tego iż ma rower “górski”, że koła ma 26″, że oponę ma szeroka, to nie odpuści i nie pozwoli innym odjechać. Trudno, zjadę na koniec, powiozę się na kole innych i trochę może odpocznę, a potem się zobaczy – postanowiłem. Jednak z kilometra na kilometr słabłem i po kolejnych kilku byłem już kilkadziesiąt metrów za grupą.

Kryzys zaczął się po 30 kilometrze, wraz z początkiem podjazdu pod jedyne wzniesienie, które można tu było nazwać górką. Grupa mi odjechała, na liczniku widziałem raz 25 km/h, potem 22 km/h i tak na przemian. Na 33 kilometrze, gdy dojechałem do górki, mimo że to było niewielkie wzniesienie jakich setki można spotkać na naszym terenie, zacząłem redukować przełożenie jak bym miał pokonać Magurę. Dyskomfort potęgowało niemiłosiernie już uwierające siodełko. Do tej pory na wyjazdach turystycznych co jakiś czas się zatrzymywałem, raz zobaczyć na coś dokładniej, to znowu zrobić jakąś fotografię. Teraz natomiast bez schodzenia z roweru, na wysokim tempie, bez chwili odpoczynku i rozluźnienia mięśni organizm reagował całkiem inaczej. Może zsiądę, odpocznę minutę – myślałem. Nie, nie mogę, potem będzie jeszcze gorzej wsiąść i pojechać – sam sobie tłumaczyłem w głowie i mozolnie brnąłem do przodu raz po raz wyprzedzany przez kolejne osoby.

Gdy na 40 kilometrze dogoniła mnie grupa 8-9 osobowa pomyślałem sobie, że to jedna z ostatnich okazji, aby się z kimś zabrać i dojechać do mety w przyzwoitym czasie. W końcu jazda w grupie mobilizuje, motywuje, bo jest kogo gonić. W ten sposób jadąc na kole, goniąc pozostałych, dojechałem do ostatniego wirażu, po którym jeszcze było około 200 metrów i upragniona meta. Jak się okazało, w takich sytuacjach człowiek nawet bardzo zmęczony jest w stanie z siebie wykrzesać ostatnie pokłady sił. Pozwoliło mi to na ukończeniu wyścigu na 95 pozycji na 129 dorosłych uczestników we wszystkich rodzajach rowerów. Na mecie zameldowałem się z czasem 1 godzina 56 minut i 22 sekundy.  Dało mi to 36 miejsce na 54 startujących w grupie mężczyzn na rowerach innych niż szosowe. Rewelacji niby nie ma, ale dla mnie przejechanie 51 km ze średnią prędkością około 26,3 km/h na ciężkim rowerze trekkingowym to jednak duża satysfakcja. 🙂
Michał ten dystans przejechał z czasem 1:49:34, co dało mu 76 miejsce w klasyfikacji ogólnej oraz 12 miejsce w swojej kategorii. Gdyby miał mój rower zamiast swojego “górala” to pierwsza dycha byłaby murowana!

Na mecie wszyscy zawodnicy byli witani przez Organizatorów pamiątkowymi medalami oraz posiłkiem regeneracyjnym. Do wyboru był ryż z warzywami i kurczakiem lub wołowiną albo coś “na słodko” – wszystko bardzo smaczne i pożywne. Dodatkowo był ustawiony namiot, w którym masażyści pomagali tym, którzy odczuli najbardziej skutki wyścigu. Było stoisko z kilkoma rodzajami kawy i gorącą czekoladą, była grillowana kiełbasa. Wszyscy zasiedli na ławach przy stołach pod dużym namiotem, posilali się i dzielili wrażeniami z trasy. Panowała wesoła i miła atmosfera.
Po ukończeniu wyścigów dla dzieci nastąpiła ceremonia dekoracji w poszczególnych kategoriach. Zwycięzcy dostali medale za pierwsze, drugie i trzecie miejsce oraz nagrody rzeczowe. Dodatkowo wszystkie dzieci otrzymały wylosowane różnego rodzaju upominki.
Po ceremonii dekoracji odbył się jeszcze pokaz Husarii na którym już niestety nie mogliśmy zostać, gdyż czas biegł nieubłaganie i musieliśmy już wracać.

Tu chcielibyśmy pogratulować i jednocześnie podziękować Organizatorom za zrobienie tak doskonale dopiętej na ostatni guzik imprezy. Za zabezpieczenie trasy, samochód serwisowy i za wszystko to co czekało na nas na mecie. Tego roku wydarzenie było połączone z obchodami setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, przez co udało im się pozyskać na organizację wydarzenia środki unijne, dlatego było naprawdę “na bogato”. Jednak serce i trud jaki włożyli w przygotowanie wydarzenia oraz w jego przeprowadzenie daje gwarancję, że za rok mimo ewentualnie mniejszych środków, zawodników będzie czekać wspaniała zabawa. Dziękujemy i do zobaczenia za rok! 🙂

Poniżej prezentujemy galerię wybranych zdjęć z początku i końca rajdu. Z trasy niestety nie mamy fotek, gdyż zbytnio byliśmy zaabsorbowani samą jazdą na rowerze. 😀 Dodatkowo udostępniam zarejestrowaną przeze mnie trasa przejazdu do pobrania w pliku GPX. Start i meta była w tym samym miejscu. Tutaj punkty startu i mety się nie łączą gdyż rejestrację trasy zacząłem chwilę po starcie.

Close Menu